Centrum Kultury w Sycowie

Życiorys księdza Wincentego Rudy

Życiorys księdza Wincentego Rudy

Krzysztof Zielnica

 

 

                                                         Kuratus Wincenty Ruda (1882-1919)
 

    Stosunkowo niedawno (1989) jedna z ulic w Sycowie nazwana została imieniem księdza Wincentego Rudy, który nie był sycowianinem z urodzenia ani zamieszkania, lecz przybyszem z Górnego Śląska. 20 maja 1915, a więc w okresie toczącej się jeszcze pierwszej wojny światowej, przeniesiony został do osieroconej parafii mąkoszyckiej, jako kuratus przy kościele parafialnym pod wezwaniem Trójcy Świętej (SS Trinitatis) w Marcinkach.

    Przypomnijmy najpierw, że, mimo usilnych starań sycowskiego proboszcza Ignacego Kupca, nie udało się aż do roku 1870 zbudować w Mąkoszycach nowego kościoła ani umieścić tam duszpasterza. Istniejący wcześniej kościół był nieczynny już od roku 1780, ponieważ jego substancja budowlana znajdowała się w bardzo złym stanie i groziła zawaleniem. W nie lepszym stanie był też drewniany kościółek w Marcinkach. Doszło więc do tego, że z inicjatywy patronatu (Birona von Curland) i za biskupim przyzwoleniem oba kościoły, z wyjątkiem wież dzwonniczych, przeznaczone zostały do kasacji i rozbiórki. 6 lutego 1800 sprzedano je na aukcji – marcinski za 15 talarów a mąkoszycki za 34 talary i 5 srebrnych groszy. Jednakże już w roku następnym (1801) kościół w Marcinkach został na nowo odbudowany i tam też, a nie w Mąkoszycach, mieściła się siedziba parafii. Brak duchownych w owym czasie powodował, że wierni, których liczba systematycznie wzrastała, pozbawieni zostali na kilkadziesiąt lat regularnej opieki duszpasterskiej, choćby ze względu na znaczną odległość między Mąkoszycami i Sycowem. 

    Dla istniejącej formalnie parafii z siedzibą w Marcinkach udało się jednak księdzu Kupcowi pozyskać w roku 1870 duchownego w osobie Teodora Petera. Gdy jednak ten objął w roku 1882 parafię w Bukowicach (Frauenwaldau), Marcinki, z braku duchownych, administrowane były znowu przez proboszcza sycowskiego. Dopiero w roku 1886 proboszcz Rajmund Kenty w Turkowach przejął administrację nad Marcinkami i sprawował ją aż do roku 1907, kiedy kuria wrocławska skierowała tam kuratusa Johannesa Nettera z Ligoty Zabrzańskiej. Ten starał się zbudować przy kościółku plebanię, lecz, gdy już zebrał potrzebne na ten cel fundusze, przeniesiono go do Słupic (Schlaupitz, pow. Dzierżoniów), a jego następcą w roku 1910 został Franz (Franciszek) Bromm z Bytomia. Po pięciu latach kuratusem, czyli administratorem i zastępcą proboszcza w Marcinkach mianowany został ksiądz Wincenty Ruda.

 

 

                                                                Nowy gospodarz w Marcinkach        

 

   Wincenty Ruda urodził się 1 lipca 1882 w Wójtowej Wsi, obecnej dzielnicy Gliwic, nazywanej potocznie przez Gliwiczan Wojtulą.

Jego ścieżka edukacyjna wymaga jeszcze szczegółowych badań archiwalnych. Ze schematyzmów, czyli drukowanych statystyk i wykazów duchowieństwa (Handbuch des Bistums Breslau), wydawanych corocznie przez archidiecezję wrocławską, dowiadujemy się, że święcenia kapłańskie otrzymał Vinzenz Ruda 22 czerwca 1907, zapewne z rąk ówczesnego wrocławskiego księcia metropolity, Georga (Jerzego) kardynała Koppa (1837-1914).

Ze schematyzmu na rok 1908 wynika, że pierwszą parafią, na której pracował kapłan Ruda, były Mikulczyce (Mikultschitz) w powiecie tarnogórskim a następnymi Jemielnica i Pokrzywnica (Nesselwitz) na Opolsczyźnie, skąd przybył do Marcinek na stanowisko kuratusa i tu zamieszkał w zbudowanej dzięki własnym staraniom skromnej plebanii.

 

                                                                           Burzliwe czasy

 

    Kuratus Ruda objął administrację parafii mąkoszyckiej z siedzibą w Marcinkach 15 maja 1915 roku, a więc w drugim roku wojny światowej, której ostatecznego rozstrzygnięcia nikt wówczas nie był w stanie przewidzieć.

    Po zakończeniu wojny, i po 123 latach rozbiorów, Polska uzyskała szczęśliwą szansę powrotu na mapę Europy. Był to okres szczególnie burzliwy w dziejach naszego kontynentu. Dyskusja i decyzje zwycięzców nad ustanowieniem nowego ładu europejskiego i nowych granic wywołała i piętrzyła coraz to nowe i ostrzejsze napięcia międzynarodowe, a także etniczne i religijne. Wybuchały one zwłaszcza między Polakami, Niemcami i Czechami, szczególnie na terenach narodowościowo, językowo i wyznaniowo mieszanych, a więc na Śląsku, w Wielkopolsce, na Pomorzu i Kujawach. Na terenach tych obie nacje mieszkały dotychczas, często przez wieki całe, spokojnie i zgodnie obok siebie. Tak było i na pograniczu wielkopolsko-śląskim, i tak było też w powiatach sycowskim i namysłowskim.

   To pokojowe współżycie obu społeczności bardzo się, niestety, skomplikowało i zaogniło już w latach wojny i pogłębiało się coraz bardziej, w miarę zbliżającej się militarnej klęski Niemiec i perspektywy odrodzenia się państwa polskiego.

            
                                             Naczelna Rada Ludowa i Powstanie Wielkopolskie

Już w roku 1916, a więc dwa lata przed zakończeniem wojny i kapitulacją wilhelmowskich Prus, powstała w Poznaniu Naczelna Rada Ludowa, która popierała Entente, to jest państwa będące w stanie wojny z Niemcami i Austrią. Z jej inicjatywy zwołany został w Poznaniu w dniach 3-5 grudnia 1918 Polski Sejm Dzielnicowy, który uznał Naczelną Radę Ludową za legalną polską władzę państwową. Udział w obradach i decyzjach NRL wzięli również delegaci z Dolnego Śląska, a pośród nich 10 przedstawicieli dawnego powiatu sycowskiego: Branicki z Ligoty Rybińskiej, Ratajczak z Chojnika, Edward Dyrbach i Władysław Szułczyński z Bralina, Hazulski z Mąkoszyc, Skotnik i Müller z Dziadowej Kłody, Stenzel z Nowej Wsi Książęcej, Bronisława Przykutowa i nauczyciel Noskowicz z Międzyborza. Niejaki Kaboth, jeden z dawnych mieszkańców naszej okolicy, pisze na swej stronie internetowej, że „proboszcz Ruda utrzymywał kontakty z Naczelną Radą Ludową w Poznaniu i popierał Powstanie Wielkopolskie („Pfarrer Ruda unterhielt Verbindungen zum Obersten Volksrat in Posen und unterstützte den Großpolnischen Aufstand”.).

    Powstanie Wielkopolskie wybuchło 27 grudnia 1918 i w dość krótkim czasie objęło całą Wielkopolskę, z wyjątkiem obrzeży północnych i południowo wschodnich. Jego echa dotarły również na pogranicze Wielkopolski i Dolnego Śląska. Incydenty w postaci mniejszych lub większych zbrojnych potyczek i wypadów dotarły także na tereny graniczące z Sycowem, a więc Ostrowa, Odolanowa, Namysłowa, Ostrzeszowa i Kępna, a także do kilku miejscowości ówczesnego powiatu sycowskiego. „Schlesische Tagespost” alarmowała 5 stycznia 1919 z Sycowa: „Nasza straż graniczna postawiona została w stan pogotowia, ponieważ nieprzyjaciel znajduje się już w odległości zaledwie 30 km. Odolanów został już zajęty [przez powstańcow], a koło Bralina Polacy zostali jakoby odparci. Po stronie polskiej znajdować się tam ma znaczna ilość wojska, natomiast nasze siły zbrojne są bardzo szczupłe. [...] Opór nie ma już żadnego sensu, ponieważ nasi ludzie są zupełnie zdemoralizowani. Na dzisiejszy apel, zamiast 40, zgłosiło się jedynie 3. Zdaje się, że z naszymi Niemcami już koniec”.

    Najwięcej potyczek miało miejsce w okolicy Międzyborza. „Schlesische Tagespost” relacjonowała 19 lutego 1919, a więc już po zawarciu rozejmu w Trewirze  (16.02.1919), że 18 lutego wczesnym rankiem „Polacy zaatakowali znacznymi siłami niemieckie patrole koło Międzyborza i przecięli połączenie telefoniczne w kierunku miasta (Międzyborza). Niemiecki posterunek w sile 25 ludzi, który usadowił się w budynku szkolnym, stawił dzielny opór i, zadając Polakom znaczne straty, zmusił ich do wycofania się na Szklarkę i Granowiec”. Po stronie niemieckiej było czterech ciężko rannych. Kilka dni później, 25 lutego o 9 wieczorem, powstańcy zaatakowali niemieckie posterunki między Rybinem a Niwkami Książęcymi, zostali jednak odparci ogniem z karabinów maszynowych i obrzuceni granatami. Ponadto niemiecka artyleria ostrzelała, leżący już poza linią demarkacyjną, folwark w Dąbrowie („Schlesische Tagespost”, 27.02.1919).  

 

                                                                       Grenzschutz Ost    

 

   Dla zachowania dotychczasowego stanu posiadania i dla przeciwstawienia się jakimkolwiek zmianom i rewindykacjom terytorialnym czy korektom granicznym, zwłaszcza na rzecz odradzającego się państwa polskiego (Neupolen), powołano w Republice Weimarskiej, w latach 1918-1919, paramilitarną „straż graniczną wschód” („Grenzschutz Ost”). Jej zadaniem była zbrojna ochrona terenów wschodnich Republiki, zwłaszcza na terenie Wielkopolski, Pomorza i Górnego Śląska. Grenzschutz zyskał szczególnie ponurą sławę w okresie powstania wielkopolskiego. Po jego wybuchu granicę między prowincją śląską a poznańską wzmocniły, operujące w okolicach Mąkoszyc, Ligoty i Kobylej Góry, jednostki piechoty i kawalerii pod dowództwem kapitana Kühme i rotmistrza Neumanna.

    Ofiarą Grenzschutzu, zwłaszcza przed ostatecznym określeniem granic w traktacie wersalskim (28 czerwca 1919), padło wielu polskich działaczy, urzędników, nauczycieli i duchownych. Rozbójnictwo, napady, włamania do kościołów i sklepów były na porządku dziennym i nie było dnia, w którym polskie gazety na Śląsku i w Poznaniu nie informowałyby o okrucieństwach i skrytobójczych mordach dokonanych na Polakach, zwłaszcza na terenie pogranicza.

   Obiektem szczególnej niechęci, opresji i zemsty stali się polscy księża, ze względu na szczególny wpływ jaki wywierali na podległych im parafian obu mieszkających obok siebie narodowości.

   Bytomski „Katolik” w numerze 23 z dnia 22 lutego (1919) w trafnie zatytułowanym artykule „Dręczenie księży naszych” przytacza również przykłady z terenu sycowskiego, pisząc:

 „Nowa władza rewolucjonistyczna i hakatystyczna szczególnie uwzięła się na księży naszych na Śląsku, a jest rzeczą znamienną bardzo, że przez tę zawziętość, osobliwie garstka polskich księży na Środkowym Śląsku cierpieć musi. Tam też nawet księdza Rudę z Marcinek zastrzelono, a nad zbrodnią tą wisi jeszcze tajemnica. Nie możemy też zapomnieć o ks. proboszczu Pancherzu z Dziadowej Kłody pod Sycowem. Już 17 stycznia został przez 6 uzbrojonych wojaków z „grenzschutzu” zaaresztowany. Ponieważ słusznie obawiał się losu ks. Rudy, poprosił księdza kapelana ze Sycowa, który przypadkiem był u niego w odwiedzinach, aby razem z nim do sądu a raczej do więzienia jechał. Do tego czasu ks. Pancherz nie został uwolniony, chociaż żadnej winy zarzucić mu nie można, tem mniej, że on bardzo mało zajmował się polityką publicznie. Jest prawda, że ks. Pancherz był znany jako otwarty Polak, i za to przyznanie się do polskości, wiele wycierpiał w swem życiu. Na drugi dzień po zaaresztowaniu odbyła się rewizya ze strony władzy duchownej na farze. To jest jedyny znak życia władzy kościelnej. Biskup poznański [Edmund Dalbor] w publicznym proteście wystąpił w obronie księży swych prześladowanych przez wojsko, a biskup wrocławski dotąd milczy. Za to my księżom jęczącym we więzieniach: ks. Pancherzowi, Kuczce, Banasiowi posyłamy nasze pozdrowienie i wyrażamy żywe współczucie”.

 

                                                                     Reakcja biskupa Bertrama

                           

     Na zarzuty polskich gazet pod adresem wrocławskiego księcia-biskupa Adolfa Bertrama odpowiedział, zapewne w jego imieniu i za jego wiedzą, wydawany w językach niemieckim i polskim „Posłaniec Niedzielny dla Dyecezyi Wrocławskiej” w numerze 10 z dnia 9 marca 1919 .

    W artykule zatytułowanym „Dla wyjaśnienia” czytamy:

 „W ostatnich tygodniach zdarzało się, iż szczególnie podrzędne władze aresztowały katolickich księży z powodów politycznych. W kilku wypadkach aresztowanych znowu wypuszczono na wolność dla braku prawnych podstaw. Rozumiemy, jeśli władze kompetentne uważają za swój obowiązek, wystąpić przeciwko prawdziwie karygodnym czynom księży, gdzieby takowe rzeczywiście miały zajść; lecz każde katolickie serce musi ubolewać nad swawolnem, bezpodstawnem aresztowaniem naszych czcigodnych księży, którzy w czasie wojny starali się ciężary i ofiary ludowi ulżyć, jakie musiał ponosić, i pocieszyć go w tych ciężkich czasach.

   Nasze stanowisko podziela także Najprzewielebniejszy Książę-biskup [Adolf Bertram], który bynajmniej nie milczał wobec tych znanych nam zajść. Wobec zarzutów, które mu niektóre polskie gazety na Górnym Śląsku, np. „Katolik” w nr. 28 i „Nowiny” w nr. 51 czynią, jakoby nie opiekował się losem księży polskich, możemy dać następujące wyjaśnienie:

   Po smutnem zamordowaniu śp. kuratusa Rudy zwrócił się Najprzew[ielebniejszy] Książę-biskup [Bertram] do najwyższych władz, zarządzając surowego zbadania opłakanego wypadku. Ustnie i piśmiennie starał się u najwyższych instancji o zwolnienie aresztowanych księży. Dwuch [!] przez „grencszuc” aresztowanych z diecezji poznańskiej, tak, że mogli za jego zaręczeniem do domu powrócić. Tak samo wystąpił przeciwko niesłusznym oskarżeniom ks. arcybiskupa Dalbora przez dwie katolickie gazety, wyrażając im piśmienne swoje niezadowolenie. Zarzuty wspomniane są więc bezpodstawne”.

 

                                                                      Główni wrogowie

 

    Podstawą narastającego konfliktu narodowościowego i społecznego na terenie Sycowskiego i Namysłowskiego była przede wszystkim perspektywa przyłączenia wielu miejscowości tych powiatów do odradzającego się państwa polskiego (Neupolen). W wirze owych rewolucyjnych wydarzeń znaleźli się również księża w miejscowościach etnicznie i konfesyjnie mieszanych, opowiadający się jawnie lub skrycie za przyłączeniem swych parafii do Polski.  

   Także na terenie powiatu sycowskiego mieszkało i pracowało kilku patriotycznie usposobionych duchownych, którzy w nowej rzeczywistości politycznej stali się niebezpiecznymi wrogami i którym zarzucano rzekome działania dezintegracyjne dźwigającej się z ruin i zrewolucjonizowanej Republiki Weimarskiej. Nic więc dziwnego, że atakowani byli ostro zarówno w prasie centralnej jak i lokalnej.

    Obiektem szczególnej nagonki byli czterej proboszczowie, którzy opowiadali się za przyłączeniem ich parafii do Polski i określani jako „czarne owce w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu” („im vollsten Sinne des Wortes schwarzen Schaffe...”) i którzy działają jakoby na własną rękę i nie znajdują poparcia zdecydowanej części swych parafian. Za główną siłę napędową dążeń separatystycznych uważany był dziekan Gabriel z Bralina oraz proboszczowie Dziadowej Kłody - Marcin Grzegorz Pancherz, Nowej Wsi Książęcej – Franciszek Brom oraz proboszcz w Turkowach - Leopold Nowak.

    Szczególny atak przypuszczono na proboszcza Pancherza w Dziadowej Kłodzie. W artykule zatytułowanym: Bürger Groß Wartenbergs! Die polnische Gefahr bedroht uns! („Obywatele Sycowa! Zagraża nam polskie niebezpieczeństwo!”) pewien inwalida wojenny skarżył się w liście do Groß Wartenberger Stadt- und Kreisbote, (nr 5, 11. 01. 1919), że każdy Polak już w roku 1917 uważał za swój święty obowiązek szkodzić ze wszystkich sił niemieckiemu państwu, „szczególnie jednak śląscy Polacy z proboszczem Dziadowej Kłody (Pancherzem) uczynili w tym względzie tyle [złego], czego nigdy jeszcze nie dokonano” („namentlich aber die schlesischen Polen mit dem Kunzendorfer Pfarrer leisteten in dieser Hinsicht noch nie Dagewesenes“. 

   Przypomnijmy, że proboszcz Pancherz objęty został aresztem prewencyjnym 17 stycznia 1919 i przez 7 tygodni internowany był w areszcie sądu okręgowego w Oleśnicy. O jego uwolnieniu donosił z Sycowa bytomski „Katolik” w numerze z 8 marca 1919:

    „Ks. proboszcz Pancherz z Dziadowej Kłody w powiecie sycowskim został w tych dniach z więzienia wypuszczony na wolność. Księdza proboszcza więziono przez całe 7 tygodni jedynie z tej przyczyny, że jest Polakiem, gdyż najmniejszego innego zarzutu przeciw niemu podtrzymać nie było można. Co do księży naszych polskich, to jesteśmy jak najmocniej przekonani, że są to ludzie i obywatele prawi, którzy istniejących praw i przepisów nigdy w niczem nie przestąpili, ale którzy też nie zapierają się prawdy, to że są polskiego pochodzenia i przekonania. I za tę polskość swoją cierpieć muszą, a nieraz i za religię katolicką, boć prześladowcy ich katolikami nie są”.

   Również i ksiądz Ruda zostałby zapewne uwięziony. Spotkał go jednak los o wiele gorszy.   

 

                                Bitwa pod Ligotą i Mąkoszycami

 

    Niezwykle ważna, choć pomijana dotychczas okoliczność, mogła zaważyć, choćby pośrednio, na tragicznym losie księdza Rudy. Było to zbrojne starcie w okolicach Ligoty, w którym zginęło dwóch żołnierzy niemieckich i jeden powstaniec. 

    Szczególnie godnym uwagi wydaje się nam w tej sprawie komunikat oparty na telegramie z 15 stycznia 1919, w którym to dniu rozegrała się tragedia na leśnej drodze z Marcinek do Mąkoszyc. Telegram ów dotarł do redakcji sycowskiego dziennika „Gross Wartenberger Stadt- und Kreisbote” i zamieszczony został w numerze 6 z dnia 18 stycznia 1919 pod tytułem Die Kämpfe bei Mangschütz („Walki koło Mąkoszyc“). Czytamy tam:

 „Zajęta przez nas [Niemców] w poniedziałek Ligota została w ciągu nocy [15 stycznia] całkowicie otoczona przez kilkuset Polaków, którzy podeszli podstępnie z południowego wschodu i wszystkich kierunków, nawet z zachodu, zaatakowali i wyparli naszą małą załogę na południowy zachód w kierunku Mąkoszyc, przy czym nie obyło się, niestety, bez poważnych strat. Dzięki interwencji ściągniętych rezerw udało się powstrzymać atak, zanim nie dotarł do Mąkoszyc, a dzięki brawurze naszych oddziałów Polacy zepchnięci zostali ponownie na swe pozycje wyjściowe. Sytuacja na dziś [15 stycznia] na godzinę czwartą [po południu] jest taka, że słychać tylko pojedynczą wymianę ognia, zaś działa odzywają się jedynie co jakiś czas. Ponieważ mieszkańcy wsi leżących na linii ognia uciekają często z całym dobytkiem, to pragniemy poinformować, że nie należy obawiać się już niebezpieczeństwa. Sytuacja wydaje się być opanowana na tyle, że powtórne  wtargnięcie Polaków nie powinno się udać, a dzięki przybyciu nowych posiłków położenie wyraźnie się poprawia”.

    W końcowych zdaniach komunikatu mowa jest o wielkim rozgoryczeniu i pogardzie, która ogarnia niemieckich żołnierzy z powodu nieludzkich jakoby występków Polaków, którzy zdzierają z niemieckich rannych ostatnią koszulę i mordują ich.

    W tym samym 6 numerze „Kreisbote” przytacza depeszę z dnia 16 stycznia [1919], w którym potwierdzona została wcześniejsza informacja o ostrzelaniu Ligoty z dział i o 40 cywilnych jeńcach, prowadzonych przez ulice Sycowa pod silną eskortą, pojmanych rzekomo z bronią w ręku i oskarżonych o znęcanie się nad niemieckimi żołnierzami.

    Sytuacja militarna musiała być poważna, lub wręcz groźna, skoro – jak czytamy w tej samej depeszy – do Sycowa przybył z Wrocławia dowódca 6. korpusu armijnego, który pozdrowił zebrane na rynku oddziały i udał się samochodem na linię frontu.

     Już w następnym numerze tej samej gazety znajduje się wojskowy komunikat z dnia 18 stycznia informujący, że patrol oficerski natknął się na „wrogą piechotę w sile kompanii” i że „Polacy zostali wyparci”. Mowa jest tam również o dalszych posiłkach wojskowych i o podjętych środkach bezpieczeństwa na zagrożonym terenie – o wystawieniu na wylotach wsi, skrzyżowaniach dróg i ważnych mostach posterunków, które kontrolują przechodniów. Komunikat umiejscawia niemieckie siły między Ligotą i Kobylą Górą, skąd dzień wcześniej przybyli parlamentariusze, a pośród nich ewangeliccy duchowni i naczelnik obwodu policyjnego, którzy prowadzili wielogodzinne narady z dowódcą dywizji i próbowali skłonić go do wstrzymania ognia artyleryjskiego na Kobylą Górę.

    Autor depeszy informuje, że nie zostało jeszcze wyjaśnione w jakim związku z wydarzeniami militarnymi pozostaje śmierć kuratusa Rudy w Marcinkach, na którego zwłokach widocznych jest szereg ran. „Można by przypuszczać – czytamy w telegramie - że znajdował się on na dworze, mimo ogłoszonego w Marcinkach stanu oblężenia i zakazu poruszania się poza domem o zmroku”. Cytowany wyżej pan Kaboth podaje, że przed bitwą pod Ligotą ksiądz Ruda odprawił mszę za ojczyznę, że opowiadał się otwarcie za przyłączeniem powiatu sycowskiego do Polski i że takie postępowanie nie mogło pozostać bez konsekwencji ze strony Niemców. („Vor der Schlacht um Ligota las er eine Messe fürs Vaterland. Wincenty Ruda trat offen für die Übernahme des Kreises Groß Wartenberg (Syców) durch Polen ein. Diese Handlungsweise blieb nicht ohne Konsequenzen seitens der Deutschen.“.

 

                                                                     Animozje i perypetie

 
       Polaryzacja narodowościowa na terenie powiatu sycowskiego miała miejsce zwłaszcza we wschodniej i północnej części powiatu, a więc w miejscowościach, które decyzją traktatu wersalskiego miały być przyłączone do Polski. Pokojowe dotychczas współżycie mieszkańców nabierało niekiedy cech histerycznej wrogości, podsycanej przez różnego rodzaju działaczy politycznych i partyjnych, pastorów i burmistrzów, obawiających się utraty swych stanowisk i wpływów. W podżeganiu waśni celowała zwłaszcza hakatystyczna prasa w stałych rubrykach „Die polnische Gefahr!” (Polskie niebezpieczeństwo).

W tej sytuacji dochodziło również do ostrych animozji i zgrzytów między katolikami polskimi i niemieckimi, zwłaszcza na terenie Śląska i Wielkopolski.

Gdy arcybiskup poznańsko-gnieźnieński, Edmund Dalbor, wystosował okólnik do duchowieństwa diecezji poznańskiej, w którym ubolewał nad poczynaniami Grenzschutzu wobec polskich księży, wymieniając między innymi zabójstwo proboszcza Śledzińskiego w Słupi koło Rawicza i kuratusa Rudę w Marcinkach, katolicka „Schlesische Volkszeitung” (nr 104 z 26.02.1919) zarzuciła mu stronniczość i uprawianie polityki, gdyż ksiądz Ruda zamordowany został w Marcinkach na terenie diecezji wrocławskiej, co nie powinno obchodzić arcybiskupa diecezji poznańsko-gnieźnieńskiej ...    

 

        Wymijające informacje o śmierci księdza Rudy

 

    Pierwszy komunikat o śmierci księdza kuratusa Rudy, zamieszczony w niemieckich gazetach, był bardzo lakoniczny i niemal jednobrzmiący w treści i formie. Zatytułowany był „Mord an einem Priester” („Morderstwo księdza”) i brzmi jak następuje:

   „15 bieżącego miesiąca [stycznia 1919] o 6.30 wieczorem przyszło czterech żołnierzy Grenzschutzu do mieszkania kuratusa Rudy w Marcinkach, powiat Syców, oświadczając mu, że jest aresztowany. Jednocześnie inni żołnierze powiadamiali po domach we wsi, zwykle pod oknami, że od godziny 6  wieczorem do 7 rano nikomu nie wolno wychodzić z domu. Kuratus Ruda odrzekł, że jest niewinny i zażądał podania powodu aresztowania. Oznajmiono mu, że tego nie wolno ujawnić i ma się stawić u kapitana w Mąkoszycach – oddalonych około pół godziny drogi. W lesie, jakiś kwadrans drogi od wsi, został później biedny ksiądz zakłuty przez żołnierzy, załadowany na wóz i zawieziony na folwark w Mąkoszycach. Nazajutrz wczesnym rankiem znaleźli parafianie swego martwego duszpasterza, który pokryty był wieloma ranami kłutymi. Chodzi tu zatem o całkiem zwyczajny mord”. Komunikat taki zamieściły między innymi socjaldemokratyczna „Schlesische Nachrichten” (nr 21 z 25 stycznia 1919) i „Schlesische Tagespost” (nr 29 z 29 stycznia 1919).

    „Dziennik Śląski” już 23 stycznia (1919) opublikował doniesienie z Sycowa pt. „Zamordowanie księdza”: „Ksiądz kuratus Wincenty Ruda, pochodzący rodem z Gliwic, został tu zamordowany wśród następujących okoliczności: Dnia 15. stycznia wieczorem przybyło na probostwo kilku żołnierzy w uniformach z ‘grenzschutzu’, który się w okolicy tamtejszej kilka dni przedtem był zakwaterował. Żołnierze ci oświadczyli ks. kuratusowi Rudzie, że przybyli z polecenia kapitana, aby ks. kuratusa aresztować. Na zapytanie, dlaczego ma być aresztowany, oświadczyli, że z powodu rzekomych knowań politycznych. Ponieważ ks. kuratus Ruda nie czuł żadnej winy na sobie, i przypuszczając, że tu zachodzi jakaś pomyłka, jakieś nieporozumienie, ubrał się i poszedł z żołnierzami. Odchodząc, rzekł jeszcze do swych domowników, że niedługo wróci. Przed probostwem zauważył ustawiony karabin maszynowy. – Następnego dnia rano ci sami żołnierze przywieźli na wozie zwłoki zamordowanego księdza kuratusa i znikli niepoznani bliżej. Ludzie, którzy ks. kuratusa Rudę znali, twierdzą, że on się polityką bardzo mało zajmował, natomiast gorliwie bardzo pracował w duszpasterstwie i był powszechnie lubiany. – Dlatego zamordowanie tego kapłana jest po prostu zagadkowe.

   Prasa polska, w tym „Dziennik Śląski” (nr 28 z 4 kutego 1919) wyrażała głębokie zdziwienie, że katolickie pisma niemieckie, a zwłaszcza „Schlesische Volkszeitung”- organ Chrześcijańskiej Partii Ludowej (Zentrum) – przez dłuższy czas nie komentowała tego bolesnego wydarzenia. „Co to za organ duchowieństwa – pytał redaktor ‘Dziennika Śląskiego’ – który dopiero czeka, aż mu ktoś przysyła żądanie wyświetlenia tego zagadkowego zdarzenia? I teraz posądza gazety nasze polskie, jakoby im tylko chodziło o burzenie ludu polskiego, któremu one przedstawiają ks. Rudę jako męczennika, który przelał krew dla sprawy polskiej. Nas nie potrzebują gazety polskie burzyć, bo wiemy, że nasi księża polscy jęczą pod jarzmem wrocławskiem [czytaj: niemieckim] i że wszyscy mniej lub więcej byli i są męczennikami ‘Schles. Volksztg’ powątpiewa, jakoby ks. Ruda poczuwał się do polskości. Niech nas nie drażni, bo mogłaby się takich szczegółów dowiedzieć, ażby jej to bardzo było niemiło. Wtedy wyzywałaby znowu, że burzymy przeciwko duchowieństwu centrowemu”.

    Jaka szkoda, że redaktor „Dziennika Śląskiego”, pisząc ten poruszający, polemiczny wywód, nie mógł wówczas wyjawić owych, nieznanych nam dziś, „szczegółów” o zaangażowaniu księdza Rudy na rzecz Polski. Być może jest zatem jakaś część prawdy w cytowanym wyżej wywodzie pana Kabotha, który pisze, że proboszcz Ruda był najaktywniejszym polskim patriotą na terenie Sycowskiego i utrzymywał kontakty z Naczelną Radą Ludową w Poznaniu i wspierał Powstanie Wielkopolskie. („Er war der aktivste Patriot in diesem Gebiet. Pfarrer Ruda unterhielt Verbindungen zum Obersten Volksrat in Posen und unterstützte den Großpolnischen Aufstand“). Niestety, stwierdzenie to, w kontekście innych, sprzecznych wypowiedzi, umieścić możemy jedynie w sferze śmiałych przypuszczeń.

   Dalsze szczegóły o tragicznej śmierci księdza Rudy zamieścił „Dziennik Śląski” w numerze 21 z 21 stycznia 1919, w artykule „Straszne morderstwo księdza polskiego”, w którym czytamy:

   Ks. kuratus Ruda  z Morcinek [!] na Sląsku Średnim został przez wojsko („Grenzschutz”) zastrzelony. W przeszłym tygodniu przybyło 6 wojaków wieczorem na farę, oświadczając, że mają rozkaz od kapitana zaaresztowania księdza. Dwóch wojaków zostało na farze, aby siostrę  księdza i służące zatrzymać od wołania parafian ku pomocy. Kulomiot (maszynę do strzelania) postawiono przed farą. Księdza posądzono, że jest zdrajcą. Daremne było jego tłomaczenie, że czuje się zupełnie niewinnym. 4 wojaków odprowadziło go a w drodze ku Mąkoszycom (Mangschütz) w lesie zastrzelono go. Ludzie z pobliskiego dwora [folwarku w Mąkoszycach] przybyli na miejsce i znaleźli trupa leżącego na drodze. Zabrali go do dworu, gdzie poznano w nim księdza z pobliskich Morcinek [!] (Maerzdorf). Rano odwieźli go na farę. Brakowało przy trupie zegarka, dolarów i laski.        

   Dziwna rzecz, że godzinę po odprowadzeniu księdza zjawiło się dwóch wojaków (prawdopodobnie jeden z nich był oficer lub podoficer) na farze i pytało się, czy jest na farze telefon lub we wsi. Gdy się dowiedzieli, że go nie ma, odpowiedzieli: Za późno.

   W poniedziałek 20-go stycznia miał się odbyć pogrzeb, lecz zabrano trupa do Sycowa, gdzie komisya lekarska miała zbadać trupa. Ks. Ruda otrzymał 4 strzały w gardło i w piersi.

    Żal i rozgoryczenie wśród ludności jest do nieopisania, nie tylko w okolicy, ale gdzie tylko rozniosła się wieść o okropnym tym wypadku. Ks. Ruda był kapelanem w Mikulczycach i w Imielnicy, potem kuratusem w Pokrzywnicy, później w Morcinkach [!]. Tutaj wybudował farę, małą chałupkę, bo okolica jest biedna. Był to ksiądz bardzo gorliwy i sprawiedliwy. Liczył 37 lat. W politykę wcale się nie mieszał. Nie zapierał się pochodzenia swego polskiego i kochał język nasz polski. To była jego zbrodnia. Pochodził on z Wójtowej wsi przy Gliwicach i pozostawił tam matkę wdowę i siostry pogrążone w głębokiej żałobie z powodu tak strasznego ciosu”.

 

                                        Raport majora Kirchbacha 

   Wyjątkowe oburzenie i zainteresowanie śmiercią młodego księdza pośród szerokich kręgów opinii publicznej i prasy, także na terenie Niemiec, skłoniło majora von Kirchbacha, dowódcę 4. pułku ułanów, stacjonującego od czterech lat w okolicy Mąkoszyc, do złożenia dłuższego raportu na temat okoliczności tego nieszczęścia.

   „Oświadczenie o sprawie Rudy” („Eine Erklärung über den Fall Ruda”) przekazał baron Kirchbach w formie stanowczego „dementi” do redakcji kilku gazet, między innymi do wydawanej we Wrocławiu socjaldemokratycznej „Schlesische Nachrichten”, która w numerze 21 z dnia 21 stycznia 1919 zamieściła wspomniany już wyżej artykuł pt. „Mord księdza” („Mord an einem Priester“) oraz do ukazującego się w Raciborzu „Oberschlesischer Anzeiger”, który wydrukował zasadniczą część wyjaśnienia w numerze 34 z dnia 9 lutego 1919.

   „Stwierdzam niniejszym stanowczo – pisze baron Kirchbach – że raport ten zawiera całkowicie fałszywe twierdzenia. Proboszcz aresztowany został z rozkazu dowódcy odcinka przez podoficera i dwóch żołnierzy, zgodnie z procedurami, ponieważ ściągnął na siebie podejrzenie o zdradę stanu i na wszelkie sposoby wchodził w drogę niemieckim żołnierzom, którzy pełnią tam sumiennie bardzo trudną służbę. Aresztowany bez jakiegokolwiek skandalu, w całkowitym spokoju i karności, posłusznie podążał proboszcz z żołnierzami z Marcinek do Mąkoszyc. Na tejże drodze, wykorzystując ciemność pośród lasu, uznał proboszcz za okazję by spróbować ucieczki. Uciekł żołnierzom. Zgodnie z obowiązkiem podoficer zawołał trzykrotnie, aby się zatrzymał. Ponieważ rozkazu tego proboszcz nie usłuchał, co może jedynie wzmocnić kierowane pod jego adresem oskarżenie, podoficer rozkazał wówczas strzelić do uciekiniera. Dwa strzały z pistoletu ugodziły go śmiertelnie. Wypadek został natychmiast zgłoszony w raporcie, zwłoki zostały poddane oględzinom przez wojskowych, a potem, na polecenie głównego prokuratora w Oleśnicy, przekazane do Sycowa celem dokonania sekcji zwłok. Jak wykazała wykonana przez dwóch radców medycyny obdukcja, zwłoki proboszcza wykazują jedynie rany postrzałowe. O zakłuciu nie może być zatem w ogóle mowy. Jako dowódca i przełożony moich dzielnych oddziałów straży granicznej, które po czterech długich latach wojny poświęcają swe życie w obronie ojczyzny, muszę energicznie zaprotestować przeciwko takim ciężkim, zaczerpniętym z powietrza, oskarżeniom. Moi żołnierze nie są tchórzliwymi mordercami! 

   Dlatego proszę Pana, zgodnie z § 11 ustawy prasowej, o umieszczenie niniejszego sprostowania w Pańskiej gazecie, aby opinia publiczna nie była nadal niepokojona z powodu tego wydarzenia.

    Baron von Kirchbach, major i dowódca pułku ułanów. Nr 4.

 

                                                Pochowany w Sycowie, a nie w Marcinkach

 

   Wydawana  przez katolickie „Centrum gazeta „Schlesische Volkszeitung” zamieściła w numerze 34 z dnia 19 stycznia [1919] dwie klepsydry zawiadamiające o śmierci kuratusa Wincentego (Vinzenza) Rudy.

Jedną, datowaną 17 stycznia, przesłał, w imieniu achiprezbiteriatu sycowskiego, Kommissarius i proboszcz w Sycowie - Beda Hahn, „dogłębnie wstrząśnięty wiadomością o śmierci zadanej obcą ręką drogiemu konfratrowi  [...] w 12 roku jego kapłańskiego życia, który cztery lata należał do naszego (sycowskiego) kółka”.

    Drugą klepsydrę przesłały „w niewymownym bólu jego nieszczęśliwa matka i siostry”. W klepsydrach jest informacja, że „pogrzeb odbędzie się w Marcinkach 20 stycznia 1919 o godzinie 10 i że na dworcu w Perzowie podstawione będą wozy w oczekiwaniu na uczestników pogrzebu, którzy przyjadą pociągiem o godz. 9.

   Z niewyjaśnionych do dziś powodów, i wbrew ogłoszeniom w klepsydrach, pogrzeb proboszcza Rudy nie odbył się w jego własnej parafii w Marcinkach, lecz w Sycowie, gdzie spoczął na cmentarzu komunalnym w dniu 21 stycznia 1919, co potwierdzone zostało wpisem w zachowanej szczęśliwie i przechowywanej w Muzeum Regionalnym księdze dat pochówków i lokalizacji grobów. Przyczyny tego faktu mogą być różne. Być może obawiano się niepokojów i wzburzenia ze strony polskich parafian, a może rzeczywiście, dla uspokojenia nastrojów, zarządzono szczegółową obdukcję zwłok dla wyjaśnienia faktycznej przyczyny śmierci duchownego. Pochowanie księdza Rudy w Sycowie, a więc poza linią demarkacyjną, a wkrótce już poza granicą państwową, usuwało niebezpieczeństwo powstania nowego miejsca kultowego i zapobiegało ewentualnym pielgrzymkom Polaków do grobu męczennika.

 

                                        Kolejny zamach i terror 

 

    Po śmierci księdza Rudy, w Marcinkach panowały nadal niepokój i trwoga.

Wojna światowa już się co prawda skończyła, lecz zaczęła się walka o wschodnią i południową granicę Republiki Weimarskiej, która wstępnie, lecz już dość szczegółowo, nakreślona została w traktacie wersalskim. W rezultacie ustaleń traktatowych około 50 miejscowości polskojęzycznych we wschodniej i północnej części powiatu sycowskiego miało zostać przyłączonych do Polski, w tym Bralin, Mąkoszyce, Marcinki, Trembaczów, Mnichowice, Koza Wielka, Nowa Wieś Książęca. Dla mieszkańców tych wsi, szczególnie zaś dla mówiących po polsku katolików, rozpoczął się czas wielkiej niepewności, zamieszania, zastraszania, pogróżek, organizowania wieców protestacyjnych ze strony niemieckich lub uważających się za Niemców sąsiadów i ich przywódców, nie mówiąc już o wyczynach Grenschutzu. Terror nie ustał nawet po 22 czerwca 1919, gdy Zgromadzenie Narodowe w Weimarze ratyfikowało znaczną większością głosów postanowienia traktatu wersalskiego.             

   „Posłaniec Niedzielny dla Dyecezyi Wrocławskiej” zamieścił 3 sierpnia 1919 (nr 31) artykuł pod znamiennym tytułem „Prześladowanie kapłanów”, w którym czytamy, że: „W pewnych okolicach powiatu sycowskiego, szczególnie koło Marcinkowa [Marcinek!], panuje wielka niepewność. Mieszkańcy katolicy, którzy tu tworzą mniejszość, są od pewnego czasu prześladowani bezgraniczną nienawiścią wyznaniową i są wystawieni na ciągłe podejrzenia. Ku temu i niektóre jednostki z grencszucu podszczuwane przez pewne osoby niepokoją ludność więcej niż są jej obroną. Jak zawsze w takich wypadkach zwraca się ta nienawiść przeciwko miejscowymu księdzu w M[arcinkach]. Tylko przez pomyłkę podobno pewien strzelec wystrzelił trzy razy z kulomiota do sypialni nowego duszpasterza, uszkodził ramy okienne i szkło, przebił łóżko i zrobił szkodę w pokoju. Na szczęście nikt życia nie postradał. [...] Liczne inne znane nam wypadki świadczą o tem, że taka nienawiść wypływa często nie tylko z narodowych, lecz wyznaniowych pobudek, bo zwraca się także przeciwko kapłanom niemieckim. Władze powinny koniecznie zwrócić swoją uwagę na takie postępowanie”.

    Warto w tym miejscu przypomnieć, że nowym kuratusem w Marcinkach mianowany został już 1 lutego [1919] ksiądz Georg (Jerzy) Schulz, zdemobilizowany proboszcz dywizyjny i trudno wręcz pojąć, aby i na niego Grenzschutz chciał urządzić zamach. Nie wiadomo zresztą czy pojawił się on w ogóle w Marcinkach. Tymczasem minął rok i Marcinki znalazły się w granicach Nowej Polski, określanej wówczas przez Niemców mianem Neupolen. 21 lutego 1920 do Marcinek przeniesiony został z parafii NMP w Katowicach nowy ksiądz kuratus – Piotr Kowalczyk. Lecz dopiero w roku 1924 przyłączone do Rzeczpospolitej miejscowości z dawnego powiatu sycowskiego, w tym Marcinki i Mąkoszyce, przeszły pod polską administrację kościelną.   

    Wszakże i wtedy sprawa motywów i sprawców mordu księdza Rudy nie została do końca wyjaśniona. Obrosła jedynie w nowe zagadki i legendy, które dziś jeszcze krążą wśród mieszkańców wielu pogranicznych miejscowości.

 

                                                                              Krzysztof Zielnica 

 

Bibliografia:

Dziennik Polskiego Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu, w grudniu 1918. Poznań 1918; Józef Piernikarczyk: Illustrowana Księga Pamiątkowa Górnego Śląska, Katowice 1923; Henryk Tyszkiewicz: Dzieje powiatu kępińskiego (wydanie internetowe); Handbuch des Bistums Breslau für das Jahr 1907, 1915, 1919, 1920, 1921, 1922; Dziennik Śląski (Królewska Huta) 1919, Katolik (Bytom) 1918, 1919, 1920; Posłaniec Niedzielny dla Dyecezyi Wrocławskiej (Wrocław) 1919; Groß Wartenberger Stadt- und Kreisbote 1918, 1919, 1920; 

Schlesische Tagespost 1919; Schlesische Nachrichten 1919, Schlesische Volkszeitung 1919. 

 

Wróć do listy aktualności

Ostatnio w radio

Dalsze aktywne korzystanie z naszego Serwisu (scrollowanie, zamknięcie komunikatu, kliknięcie na elementy na stronie poza komunikatem), bez zmian ustawień w zakresie prywatności, oznacza:

  • wyrażenie zgody na przetwarzanie podanych przez Panią/Pana danych osobowych przez Dyrektor Centrum Kultury, ul. Kościelna 16, 56-500 Syców, operatora sklepu www.cksycow.pl, w zakresie i na warunkach opisanych w dostępnej tu: RODO
  • wyrażenie zgody na korzystanie przez nas z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika (w szczególności z wykorzystaniem plików cookies). Pełna informacja w tym zakresie jest dostępna w zakładce: Polityka prywatności

Podanie informacji jest dobrowolne, a każda z wyżej wymienionych zgód może być odwołana w każdym czasie.